Strony

23.1.18

CIĄŻA I MÓJ PIERWSZY PORÓD

Cześć Kochani !
Kilka dziewczyn i dużo osób prywatnie zasypuje mnie pytaniami o przebieg ciąży, ale głównie o sam poród. Najczęściej padają pytania : jak się czujesz po porodzie? Czy to na prawdę tak boli ? Czy później można normalnie funkcjonować ? Jak Opieka w Szpitalu ? Jak się goi rana ? itd. Postanowiłam zrobić osobny wpis poświęcony tylko temu tematowi i odpowiem na wszystkie te pytania.

Wiele młodych dziewczyn, które były lub są w ciąży nie bardzo chcą w ogóle o tym mówić. Rozumiem, że mają swoje powody, bo w życiu różnie bywa.. aczkolwiek ja osobiście bardzo lubię ten temat ! Zawsze mówiłam, mówię i będę mówić o tym otwarcie, ponieważ JESTEM DUMNA z tego, że jestem MAMĄ !
Padały od was pytania na temat ciąży, szpitala i samego porodu, a więc odpowiem wam na nie na podstawie moich przeżyć i moich doświadczeń.

CIĄŻA

To  naprawdę coś niesamowitego !
Ja dowiedziałam się w 12 tygodniu, że jestem w ciąży. Wcześniej nie miałam żadnych, ale to żadnych objawów. Jedyne co to spóźniał mi się okres, ale ja miałam bardzo nieregularne miesiączki, więc myślałam, że w końcu nadejdzie. Aż w końcu zaczęłam odczuwac silne bóle kręgosłupa, szczególnie przy wstawaniu. Zaczęłam się czuć po prostu jakoś inaczej i właśnie wtedy zaczęłam coś podejrzewać. Zrobiłam dwukrotnie test, który wyszedł pozytywnie ale dla pewności udałam się do lekarza i okazało się, że jednak to jest to ! Ciąża ! Wtedy dopiero zaczęłam mieć mdłości, ból pleców się nasilał i byłam przemęczona. Po jakimś czasie dolegliwości ustały, oprócz bólu pleców. To akurat towarzyszyło mi do końca. Pod koniec ciąży zaczęły mi strasznie puchnąc ręce. Nie miałam jakiś dziwnych zachcianek typu lody z ogórkiem kiszonym, ale cały czas miałam ochotę na słodkości. Zawsze wieczorem musiałam coś słodkiego zjeść. I po części po tym wiedziałam, że będzie dziewczynka. A tak po za tym usłyszałam tylko raz, że najprawdopodobniej będzie dziewczynka. Później już zawsze układała się tak, że nie było widać. Nawet w tym tygodniu przed porodem nie dało rady tego potwierdzić.
Sam przebieg ciąży wspominam bardzo dobrze. Czułam się na prawdę w porządku, w sierpniu byłam w Zakopanem, spacerowałam,spałam,siedziałam od czasu do czasu wieczorami albo z rodziną albo ze znajomymi, a jeszcze pod koniec ciąży "latałam" po mieście. Jedyna dolegliwość oprócz bólu kręgosłupa w dolnej części pleców (przeważnie przy wstawaniu z pozycji leżącej)  to częsta kolka i spuchnięte ręce. Mała miała także bardzo często w brzuszku czkawkę i teraz również jest to samo, chociaż nie wiem czy to ma jakieś powiązanie.
Na prawdę, jak mi niektóre dziewczyny mówiły, że nie mogą spać w pozycji leżącej, bo ich wszystko boli, nie mają siły chodzić ani nic zrobić albo że mają ból pleców non stop i mnóstwo innych dolegliwości to dziękowałam za to, że ja tak łagodnie to wszystko przechodzę.
Jeśli chodzi o wagę to przed samą ciążą schudłam jakieś 5 kg i ważyłam 52kg, a przy przyjęciu do szpitala ważyłam 63kg, a więc trakcie całej ciąży przytyłam około 11kg, a brzuszek dopiero mi "wyrósł" jakoś lipiec/sierpień, czyli 6/7 miesiąc ciąży.

LEKARZ

Jedyne czego żałuje będąc w ciąży to, to że nie posłuchałam innych dziewczyn i nie zmieniłam lekarza prowadzącego. W około 20 tygodniu ciąży wysłał mnie do szpitala stwierdzając " napiętą macice", gdzie w szpitalu się okazało, że wszystko jest w porządku i nic takie nie było, no ale na 3-dniową obserwację musiałam zostać. A przed porodem nie dość, że wychodziły mu 3 inne terminy to na koniec wysłał mnie do szpitala tydzień wcześniej, co jego dyżur stresował i namawiał do wywoływania porodu, a jak ja się nie zgadzałam, bo chciałam jeszcze poczekać to był wielce oburzony. W końcu zaczął się na mnie wydzierać na sali, przy wszystkich kobitkach, że " albo narobię problemów sobie albo lekarzom". No czaicie.. Tym bardziej, że wszyscy oprócz niego powtarzali, żebym poczekała, bo namawiał mnie do tego już jeden dzień po terminie. Te kobitki na sali to były w szoku ! że kobietę w ciąży zamiast wspierać i delikatnie to jakoś wytłumaczyć to on się zaczął wydzierać i stresować mnie jeszcze bardziej ! Ja w płacz i nie mogłam sobie poradzić wtedy z tym wszystkim. Wiecie hormony robią swoje.

Ostatni termin, który wyszedł doktorkowi to był 15 październik. Wypadał w niedziele, a do szpitala zostałam skierowana już w czwartek. Gdy w niedziele nic się nie wydarzyło, w każdy dyżur mojego doktora byłam namawiana do wywołania porodu, gdy się nie zgodziłam było wielkie oburzenie z jego strony. Tylko dziwne, że inni lekarze umieli to zrozumieć i uszanować moją decyzję, bo w końcu miałam takie prawo się nie zgodzić. Nawet pielęgniarki, mi doradzały żebym jeszcze poczekała, a jedna nawet zasugerowała, że być może przez ten stres, który przeżywam poród sam się nie może zacząć. Dacie wiarę, że ten "doktorek" nawet zaproponował mi rozmowę z psychologiem.. no ręce opadają.
Dopiero po rozmowie z bardzo fajnym, starszym doktorem tydzień później zdecydowałam się na wywołanie porodu.. i tego nie wspominam zbyt dobrze.

PORÓD

W piątek 20 października został założony mi cewnik, który miał na celu zrobić większe rozwarcie i spowodować, że coś się zadzieje samo. No, ale niestety nie udało się. Cały dzień chodzenia z bimbającym sznurkiem między nogami to niezbyt fajne uczucie..a na dodatek bolesne. Co się okazało to było nic w porównaniu do porodu. No ale... późną godziną wieczorową poszłam do doktora, żeby mi zdjął to, bo kompletnie nie dało się z tym zasnąć. Jeszcze przy wieczornym obchodzie doktor powiedział, że najprawdopodobniej jutro będziemy już działać.  No i na następny dzień, sobota, z samego rana zerwali mnie na równe nogi około 6/7 żebym poszła na lewatywę. Musicie być na czczo oczywiście.Później miałam się umyć, spakować, przebrać w to ich wiązane ubranko, wziąć potrzebne rzeczy, czyli ręcznik, podpaski i telefon i przyjść na salę porodową. Byłam tak zestresowana że szok ! No nigdy nie czułam takiego czegoś.. nie wiesz tak naprawdę co się za chwilę wydarzy.. a takiego obrotu sprawy jaki u mnie nastąpił kompletnie się nie spodziewałam. Nie pamiętam dokładnie, ale coś koło 9 poszłam na salę porodową. Najpierw dostałam zwykłą kroplówkę, która była moim "śniadaniem", a później dopiero kroplówkę z oksytocyną. Na początku mała dawka, to myślę sobie "ee tak to może być", dopiero później jak odeszły mi wody i zwiększyli dawkę to " O Cholera !! " dopiero się zaczęło... Dodam, że na początku mogłam być w kontakcie z rodziną. Położna jeśli telefon mi dzwonił bez problemu mi go podawała, no a później to już nawet o tym nie myślałam. Rozwarcie powoli się powiększało i ból był coraz większy. Dodatkowo dostałam taki gaz do wdychania, jego efekt typowy głupi jaś, niewiele to pomagało. Bardzo nieprzyjemne było to jak położne sprawdzały ile cm jest rozwarcia.. No i w końcu nastąpiło pełne rozwarcie, ja byłam już tak wymęczona, a to nadal cholernie bolało. Jeszcze się na mnie darli żebym nie parła, a mi na prawdę było już tak ciężko, że jak tylko zobaczyłam doktora to sama się zapytałam czy mogę się teraz zdecydować na cesarkę. Doktor szybko stwierdził, że tak też zrobimy, bo widzi, że nie dam rady, a na dodatek po wszystkim okazało się, że i tak by się to skończyło cc, ponieważ mała była owinięta pępowiną wokół brzuszka.
 Położna pomogła mi dojść do stołu operacyjnego, a po drodze usłyszałam jeszcze milion pytań, które zadawał mi lekarz.. no myślałam, że oszaleje ! Jak już wgramoliłam się na ten stół, widziałam tylko dużo osób wokół mnie, a znieczulenia w kręgosłup to nawet nie czułam. Nagle poczułam jak przecinają mi brzuch..tak się darłam, że na drugim końcu miasta zapewne mnie było słychać.Słyszałam jak lekarz zza moich pleców mówi " za szybko ", krzyczałam, żeby mnie uśpili bo nie dam rady ! No i potem nawet nie wiem kiedy odpłynęłam..

No i o godzinie 13:25 przyszła na świat moja mała księżniczka.
Po wybudzeniu byłam tak wykończona jak nigdy.. z moich ust padły do lekarza tylko dwa pytania : "Dziewczynka ? " i " "Zdrowa ? " . Jak doktor odpowiedział, że tak i zdrowiutka 10/10 to już byłam najszczęśliwsza na świecie ! Odwieźli mnie na sale,złapały mnie lekkie drgawki, ale resztką sił zadzwoniłam do mojego faceta oznajmiając mu " gratuluje, masz córkę" i do rodziców, że są dziadkami. Na nic innego kompletnie nie miałam siły.
Ze strony położnych, które były przy mnie w trakcie wywoływania było miłe to, że przyszły później do mnie do sali i żartowałyśmy , że "przeszłam dwa porody". Jedna z nich powiedziała, że widziała jak bardzo się męczę i było jej mnie szkoda, ale gratuluje mi pięknej córeczki, lecz nie gratuluje porodu.

POBYT W SZPITALU

Przed porodem : 
Pomijając fakt, że trafiłam do szpitala tydzień za wcześnie..to z jednej strony miałam cisze, spokój i mogłam sobie odpocząć. Leżałam w łóżku, chodziłam na spacery wokół szpitala, słuchałam muzyki , a wieczorami oglądałam telewizje. Dwa razy dziennie chodziłam na KTG, żeby sprawdzić jak tam dzidziuś, a czasem jeszcze przychodziła pielęgniarka na salę i tam sprawdzała serduszko. No wydawało by się żyć nie umierać.. Tę końcówkę ciąży wolałabym jednak spędzić w domu. A w szpitalu jednak nasłuchałam się tego wszystkiego co działo się wokół, a o jedzeniu to już nie wspomnę ! Swoją drogą wiecie co.. lekarze mówią nam na wizytach, że powinnyśmy jeść owoce, warzywa, pić soki i dobrze się odżywiać..a tymczasem dieta w szpitalu jest bardzo i to bardzo uboga. Na śniadanie przykładowo były 3 kromki chleba, kostka masła, które ciężko było z rana rozsmarować i 2 plasterki wędliny. No proszę was.. czasami ciężko było się tym najeść, a obiady były tak apetyczne, że ciężko było się zmusić, żeby tego spróbować.. Kolacja była o godzinie 16, a śniadanie o godzinie 8/9. No ludzie ! Gdyby mi rodzina nie przywoziła jedzenia to chyba bym oszalała i umarła z głodu !!

Po porodzie :
Oj..było ciężko.
Gdy trafiłam na salę pooperacyjną wiedziałam, że już po wszystkim. Przez pierwsze dwie doby byłam na sali sama, co było dla mnie bardzo komfortowe. Dopiero w trzeciej dobie dołączyły do mnie dwie Panie i obie urodziły chłopców. Marcela była jedyną dziewczynką na oddziale, podobno w tamtym czasie rodzili się sami chłopcy !
Przez 12 godzin trzeba leżeć i nie wolno podnosić głowy. Malutką zobaczyłam dopiero po jakiś 2 godzinach podajże.. wcześniej nie dałam niestety rady.. :( Nie można pić ani jeść, wszystko co niezbędne było zawarte w kroplówce. Na szczęście prze miła pielęgniarka pozwoliła i podawała mi butelkę wody żeby umoczyć usta lub wziąć małego łyczka. A i jedzenie się poprawiło :D Rano i wieczorem były zawsze bułeczki z powidłami, marmoladą lub szynką, obiady również były smaczniejsze.
Po 12 godzinach powinno się już próbować wstać z łóżka, w moim przypadku 12 godzin mijało o 2 w nocy, więc ustaliłyśmy z pielęgniarką, że poczekamy do rana. O godzinie 6 przyszły do mnie dwie Panie, które miały za zadanie zadbać o moją higienę, zmianę podkładów, podpasek i pomóc mi wstać. No i tu się zaczęły schody.. Coś Strasznego !!! Nie sądziłam, że to będzie takie ciężkie !! Łzy same napływały mi do oczu, a tu trzeba było iść pod prysznic.. Czułam się jak 100-letnia starsza babcia.. nie mogłam się podnieść, nie mogłam się wyprostować, a z każdym kolejnym krokiem ból się nasilał.  Kiedy wróciłam na łóżko odetchnęłam.. za jakiś czas przywieźli mi Marcelinę i wszystko co złe minęło jak ręką odjął ! Na prawdę.. to maleństwo wynagradza każdy ból.
Z każdym dniem miało być coraz lepiej i tak też sobie to tłumaczyłam. Miałam robić dziennie po sali kilka kroków, żeby zacząć się ruszać. Na następny dzień zaszalałam i zrobiłam po sali chyba 2 albo 3 kółka ! Jakoś mi to dobrze szło, ale już później załamałam się bo zamiast być lepiej było gorzej.. nie czułam się w ogóle na siłach, a rana mnie bardzo bolała jak tylko próbowałam się ruszyć. W niedziele pierwszy raz rano wstałam, a łatwo wstać było mi dopiero we wtorek. Pamiętam, że czegoś potrzebowałam co leżało na parapecie, niestety jeszcze nie było u mnie nikogo, więc zmusiłam się i wstałam. Byłam zaskoczona jak łatwo mi to poszło i aż z chęcią robiłam kolejne kroki. Wszystko było w porządku, ani od strony lekarzy ani od strony Pań od noworodków nie było żadnych przeciwwskazań, więc w środę wyszłyśmy do domu.

OPIEKA W SZPITALU

Nie jest to żadną tajemnicą, że rodziłam w Skarżysku-Kamiennej. Jestem z okolic więc tam miałam najbliżej, a o oddziale ginekologiczno-położniczym słyszałam wiele dobrego ! Przed porodem miałam styczność tylko z pielęgniarkami i lekarzami. Większość pielęgniarek jest bardzo miła, w sumie przez cały mój pobyt tam spotkałam tylko jedną bardzo nie miłą pielęgniarkę. Na prawdę niektórzy ludzie to minęli się z powołaniem i nie powinni wykonywać takiego zawodu. No, ale to była tylko jedna taka Pani i jedna sytuacja już po porodzie. Jeśli chodzi o lekarzy to oprócz mojego doktora prowadzącego, to wszyscy inni byli bardzo mili, wyrozumiali i z poczuciem humoru. Nawet w sytuacji, gdzie zastanawiałam się nad tym wywołaniem porodu to pielęgniarki bardzo mnie wspierały i chętnie służyły poradą. Reszta personelu jak na przykład panie, które podawały jedzenie, albo które sprzątały również bardzo przyjemne, zawsze uśmiechnięte i chętne do pomocy. A po porodzie poznałam także Panie od Noworodków. Zrobiły na mnie bardzo dobre wrażenie ! Większość na prawdę młodych dziewczyn, które były bardzo miłe, o co bym nie zapytała wszystko mi dokładnie tłumaczyły, jak drugiej nocy poprosiłam, żeby zabrały malutką do siebie, bo jeszcze się nie czułam na siłach, nie robiły żadnego problemu. Jak tylko jakiś dzidziuś dłużej płakał, zaraz przychodziła jedna z nich i pytała co się dzieje, czy pomóc, czy wziąć do siebie żeby mama mogła odpocząć. Jednej nocy Ci chłopcy i Marcela bardzo byli niespokojni, był przeraźliwy płacz, nie chciały spać i żadna z nas nie wiedziała co się dzieje. Przyszła wtedy jedna z Pań i brała po kolei nasze dzieciątka, żeby podać coś na brzuszek po czym dzieci spały jak aniołki.
Co drugi dzień kąpali dzieciaczki i Co drugi dzień również przychodził cały obchód od noworodków, gdzie mierzyli, ważyli, sprawdzali czy wszystko w porządku, pytali się jak z karmieniem, a gdy było coś nie tak tłumaczyli jak to zmienić. Bardzo mi pomogły w sytuacji kiedy miałam bardzo pokaleczone sutki przez małą i zwyczajnie bolało mnie jak mała łapała i zaczynała jeść, poradziły mi żebym zaopatrzyła się w specjalne nakładki przez, które mogłam karmić w czasie gojenia się ran oraz w maść Bepanthen. Nie zawodna !
Przy wypisie dostałam ankietę do wypełnienia i niebieskie pudełko z różnymi ulotkami i próbkami dla maleństwa i dla mnie.

PYTANIA :
JAK PORÓD ? CZY TO NAPRAWDĘ TAK BOLI ?
LEPSZY PORÓD NATURALNY CZY CIĘCIE CESARSKIE ?
CZY ZNIECZULENIE BARDZO BOLI ?
CZY NAPRAWDĘ JEST TAK STRASZNIE ?
CZY BLIZNA JEST DUŻA I BARDZO WIDOCZNA ?
CZY MOŻNA POTEM NORMALNIE FUNKCJONOWAĆ ?

OTÓŻ !
Kochane ! Każdy poród jest inny, każda kobieta przeżywa to na swój sposób, jedne rodzą drogą naturalną, bo chcą i mogą, inne cesarką, bo również taki jest ich wybór. ALE są takie przypadki gdzie się chce naturalnie, aczkolwiek sytuacja wymaga tego, że robi się cesarskie cięcie. Raz poród zaczyna się sam, wody odchodzą i ruszasz do szpitala ! A kiedy kobieta decyduje się z góry na cc, jedzie i już zna dzień, godzinę i miejsce. No i niestety są takie przypadki jak mój, że poród musi być wywoływany, wtedy trzeba się troszkę nacierpieć.. Podanie oksytocyny, Skurcze, czekanie na pełne rozwarcie..a później się okazuje, że jednak musi być cesarka. Trzeba przejść na stół operacyjny, dostać znieczulenie w kręgosłup, przeżyć rozcięcie brzucha i jak wam przyłożą maskę do twarzy to już będzie koniec męczenia się, wybudzimy się już wtedy gdy będzie po wszystkim.
O znieczuleniu nie mogę wam za wiele powiedzieć, ponieważ w czasie wywoływania porodu, tym wszystkich skurczom towarzyszył taki ból, że nawet nie poczułam tego znieczulenia. Natomiast po wyjściu już ze szpitala, gdy chodziłam po jakimś czasie musiałam już usiąść nie tylko ze względu na bliznę, ale właśnie ze względu na plecy, a dokładnie miejsce znieczulenia. Niestety ból towarzyszy od czasu do czasu do tej pory. Sporadycznie, ale zdarza się.
Czy naprawdę jest tak strasznie ? Ojej no strasznie, nie strasznie każda z nas, która zdecydowała się i chce mieć takie maleństwo musi to przejść. A powiem wam, że jak byłam w szpitalu to nie raz był szybki poród. 2/3 godziny i po wszystkim. Kto wie może i u was tak będzie.
Jeśli chodzi o bliznę, to ma ona około 15 cm i jest pod brzuchem, w takim miejscu, że nie jest ona bardzo widoczna. Ja osobiście wolę zakładać taka bieliznę, która zachodzi powyżej blizny, ponieważ gdy bielizna nachodzi mi ranę to uciska ją , czuję się wtedy niekomfortowo i rana zaczyna mnie troszkę boleć.
Czy można później normalnie funkcjonować ? Oczywiście, że tak !
Przez pierwsze tygodnie musimy na siebie uważać, nie dźwigać, ranę trzeba przemywać najlepiej woda z mydłem i nie przemęczać się. Ze sportem i z seksem musimy niestety poczekać aż minie 6 tygodni. Wtedy musimy udać się do lekarza na kontrolę, jeśli stwierdzi, że wszystko jest w porządku i rana dobrze się goi, dopiero możemy sobie pozwolić na coś co sprawia nam przyjemność. I wracamy do normalnego funkcjonowania. Ale pamiętajcie ! Jeśli tylko zauważycie, że z raną coś się dzieje, ropieje, boli, jest zaczerwieniona lub skóra wokół niej od razu pokażcie się lekarzowi.

Kochane uwierzcie mi, że jak tylko zobaczycie swoje pociechy i weźmiecie je na ręce wszystko minie. Każdy ból będzie nie ważny, a zarazem wart tego, że w zamian dostaniecie skarb, wasz skarb, którego uśmiech wynagrodzi wam wszystko !
No dobra to chyba wszystko z mojej strony, przekazałam wam wszystko co przeszłam ja, wszystko co uważałam za istotne i odpowiedziałam na wasze pytania. Mam nadzieję, że każda znajdzie w tym wpisie coś dla siebie, odpowiedź na nurtujące ją pytania oraz że znajdą się tutaj jakieś przyszłe mamuśki, które tak jak ja boją się nadchodzących zmian, tego jak to wszystko wygląda i przygotują się na tą wyjątkową jak by nie patrzeć chwilę ! :)

Wstawiam kilka zdjęć z brzuszkiem i po już po porodzie :)

P.S
Nie uważam się za eksperta i mądrale i nie chciałabym, żeby ktokolwiek tak to odebrał. Podzieliłam się z wami częścią mnie, tym co ja przeżyłam i czego doświadczyłam.


Buźka !  

32 komentarze:

  1. Piękna dzidzia :)) pozdrawiam serdecznie :) woman-with-class.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  2. Bardzo fajnie sie czyta i fajnie że jest ktoś kto szczerze o tym opowie :) Dziękuję i pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Dla mnie ciąża to był bardzo trudny czas, była to ciążą bliźniacza, zagrożona. Połowę czasu spędziłam w szpitalu, źle się czułam. Za to poród to bajka. Miałam cesarkę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ojej to naprawdę nie za fajnie, ale najważniejsze jest to, że ciąża się zakończyła szczęśliwie ! :*

      Usuń
  4. Wiesz co to jednak miałaś trudno , bardzo trudno , współczuję.
    Ja przeszłam dwa porody , lekko , łatwo i przyjemnie.
    Siłami natury w tempie expresowym urodziam 2 synów,
    jednego rodziłam 2 godziny, drugiego 15 minut.
    Tak się zastanawiam , dlaczego to tak się dzieje, że inni mają trudniej ?
    Od czego to zależy ?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jej Zazdroszczę !! Też bym chciała tak sprawnie i szybko, no ale niestety.
      Nie mam pojęcia od czego to zależy.. myślę, że każda z nas jest inna i jest wiele czynników, które wpływają na to, że nie ma dwóch taki samym zdarzeń. Musimy się z tym pogodzić, ale jesteśmy silne i przetrwamy wszystko ! :)

      Usuń
  5. Piękna księżniczka ;* Kochana ogromnie gratulacje dla Was <3
    U Nas obecnie koniec 21tc - W brzuszku szaleje Antoś.
    Zapraszam serdecznie do mnie, także wprowadzam na bloga temet ciąży, macieżyństwa oraz maluszka.
    - http://www.loveanea.pl/
    Buziaczki, loveanea!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję kochana ! :* Oo Antoś bardzo ładne imię ! :) Ja jak sobie przypomnę jak Marcelka szalała zazwyczaj na wieczór i w nocy to aż łezka się kręci !
      Na pewno odwiedzę ! :*

      Usuń
  6. Jakie piękne imię jej nadaliście! :) Marzy mi się Marcelinka, ale mąż się nie zgodzi :)
    Gratuluję ślicznej córeczki :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękujemy ! :) Trzymam kciuki, żeby mąż dał się przekonać ! :)

      Usuń
  7. Witam:)Czytając to wszystko co cię spotkało, mam wrażenie jakbyś opisywala moją historię (oprócz porodu naturalnego).Dzięki wspaniałej lekarce od razu wzięli mnie na cesarkę:)Ile to kobiety muszą przejść i się nacierpieć:(szkoda że niektórzy lekarze tak przedmiotowo je traktują.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O widzisz ! :) Ty przynajmniej miałaś fajną lekarkę :D Ja niestety z lekarzem prowadzącym nie trafiłam.. Niestety musimy przejść swoje, żeby później mieć to szczęście przy sobie :)

      Usuń
  8. Przeżycia do pamietania na całe życie

    OdpowiedzUsuń
  9. Piękna dziewczynka <3. Bardzo ładne imię- Marcelinka. Na pewno będzie się jej podobać ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuje ! Mam nadzieję, że będzie jej się podobać ! :)

      Usuń
  10. Śliczna dziewczynka 😀😍
    obserwuje 😀
    Www.in-makeup-world.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  11. Piękna córeczka ! Jesteś bardzo dzielna 😘

    OdpowiedzUsuń
  12. Nice post! I am so happy for you! Your blog is amazing!
    Following you! Follow back?

    http://colourfulmadness.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  13. Śliczne maleństwo. Ja walczę o swoją pierwszą ciążę. Buziak w stópkę dla malusiej ;)

    www.dosiegajacmarzen.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  14. Ojej ten opis porodu czytało się z przerażeniem.
    Duuuużo zdrowia dla Marcelinki :)

    OdpowiedzUsuń